Tadeusz Ginko. Rys historyczny Akademickiego Klubu Włóczęgów.

Tadeusz Ginko. Rys historyczny Akademickiego Klubu Włóczęgów.

Szanowni Państwo,

Szanowni zebrani dzisiaj w budynku Śląskiej Izby Lekarskiej w Katowicach.

W imieniu członków Akademickiego klubu Włóczęgów Wileńskich, tych żyjących i tych którzy już odeszli oraz w imieniu Akademickiego Klubu Włóczęgów Kajman byłej Śląskiej Akademii Medycznej, obecnie Śląskiego Uniwersytetu Medycznego serdecznie dziękuję za zaproszenie na dzisiejszą uroczystość nadania jednemu z pomieszczeń Śląskiej Izby Lekarskiej w Katowicach honorowego patronatu Profesora medycyny, dla wielu z nas bezgranicznie podziwianego za charakter, za wiedzę i umiejętności chirurga Tadeusza Ginko.

Jego CURRICULUM VITAE zostało w poprzednich szkicach życiorysu tego wspaniałego człowieka już nakreślone.

Tutaj pragnę uzupełnić kilka szczegółów dotyczących jego studenckiego życia w Wilnie, oraz związanej z Profesorem Ginko historii Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich oraz Akademickiego Klubu Włóczęgów KAJMAN.

W przedwojennym Wilnie, w latach studenckich Tadeusza Ginko, Akademicki Klub Włóczęgów był ewenementem i kontrastem do tworzonych tam na wzór głównie niemieckich uczelni studenckich korporacji. Tych organizacji studenckich na Uniwersytecie w Wilnie po odzyskaniu niepodległości po pierwszej światowej wojnie (uniwersytetu powstałego w 1579 roku dzięki staraniom biskupa Waleriana Protasiewicza Szuszkowskiego a ufundowanego przez polskiego Króla, Stefana Batorego) tych studenckich organizacji było wówczas sporo, przeszło siedemdziesiąt. Akademicki Klub Włóczęgów Wileńskich wybijał się jednak na ich tle swoim liberalnym programem oraz kształtowaniem pozytywistycznego nastawienia dla życia, dla nauki, dla natury i dla otaczającego politycznego świata.

Takiemu nastawieniu Akademicki Klub Włóczęgów Wileńskich zawdzięcza fakt, że wielu jego członków odegrało w późniejszej historii znaczącą rolę w rozwoju nauki, jako profesorowie wielu uczelni, czy w tworzeniu nowych wartości w literaturze tak jak noblista Czesław Miłosz, Paweł Jasienica (Lech Beynar), Teodor Bujnicki, czy Wacław Korabiewicz , prawdopodobnie też Jerzy Putrament lub wpływając na wydarzenia polityczne tak jak Stefan Jędrychowski, były Minister Spraw Zagranicznych PRL czy Teodor Nagurski aktywny politycznie w przedwojennej Polsce członek Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich.

Jaka atmosfera towarzyszyła studentowi Tadeuszowi Ginko w Wilnie przed wojną na uczelni i jaki wpływ na jego osobowość miało zetknięcie się z działalnością Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich.

Opierać możemy się na własnych relacjach z ust naszego kochanego Profesora, jak również na bezpośrednich i książkowych wspomnieniach Czesława Miłosza, Wacława Korabiewicza czy Teodora i Bohdana Nagurskich, Stefana Jędrychowskiego czy na informacjach zamieszczonych w   opracowaniach historyków, m. In. Aleksandra Srebrakowskiego oraz Waldemara Szełkowskiego.

Akademicki Klub Włóczęgów Wileńskich założony został w 1923 roku.

W 1925 roku można już było przeczytać na łamach akademickiego czasopisma „Alma Mater Vilnensis” pierwszy oficjalny anons tej organizacji:
Klub Włóczęgów” – dziecko idei przyjaźni i koleżeństwa. Spadkobierca dążeń i metod „Szubrawców Wileńskich”. Wyraz życia duchowego młodzieży uniwersyteckiej poza murami Wszechnicy. Jedno z wielu kół i kółeczek bezregulaminowych, bezstatutowych i… bezprezesowych. Statut wyraźny! Cel jeszcze jaśniejszy. Satyryczno-humorystyczna krytyka życia młodzieży i jej… bezżycia. Budzenie energii do czynu – czynu pracy nad pogłębieniem wartości ducha, wyrobieniem hartu woli. Inicjowanie dróg, wiodących do tego celu – oto zadanie klubu. Hasłem jego: „Humor z pracą – praca z humorem”. Zżyta, przyjacielska atmosfera zebrań i współpraca świadczą za powodzeniem przedsiębranych projektów. Nie ma tu waśni bo… niema polityki. Dwa są warunki przyjęcia nowego członka. Primo: winien należeć do „płci brzydkiej”, secundo: być wolnym od należenia do organizacji politycznych. Tym, którzy zapragną należeć do klubu – droga otwarta! Inicjatywa i spryt ją wskażą. Drogowskazami jeszcze będą imienne lub bezimienne wystąpienia na arenę czynnego życia. Prawdziwy, urodzony „włóczęga” – pozna je. Takiego zaprasza… „Klub Włóczęgów„.

Pomysłodawcami powołania Klubu byli: ówczesny student prawa, a po latach wiceprezydent miasta Wilna, Teodor Nagurski „Ostatni” i student medycyny, później znany podróżnik, Wacław Korabiewicz „Kilometr”. Według tego, co opowiadał i pisał później „Ostatni”, Klub Włóczęgów był kontynuatorem tradycji klubu utworzonego w 1917 roku przez polskich harcerzy z Homla, na terenie dzisiejszej Białorusi. Homelscy Włóczędzy spotykali się w budynku jedynej biblioteki polskiej w mieście. Czas spędzano na dyskusjach, a także na wesołych zabawach. Próbowano też twórczości literackiej, której efekty publikowano na łamach własnej gazetki „Jak to u nas”, drukowanej za pomocą powielacza hektograficznego.
Ówczesne lata nie były dobre dla beztroskich zabaw. Włóczędzy, jak wielu innych harcerzy, byli też członkami konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). Homelska placówka tej organizacji została zdekonspirowana w maju 1919 roku i Włóczędzy musieli wycofać się na zachód w głąb polskiego terytorium. Po czynnej walce i różnych przygodach, część członków Klubu znalazła się w Warszawie, gdzie ponownie organizowano wspólne spotkania oraz kontynuowano wydawanie czasopisma.

Spotkanie założycielskie nowego, tym razem wileńskiego, Klubu Włóczęgów odbyło się 19 grudnia 1923. Uczestniczyli w nim obok, Teodora Nagurskiego „Ostatniego” i Wacława Korabiewicza „Kilometra” także Wacław Urbanowicz „Gospodarz” i Alfred Urbański „Podpalacz”, którzy studiowali na USB. Powołana organizacja miała być czymś przeciwstawnym wobec królujących na uniwersytecie korporacji studenckich.
Zasadnicza różnica między Klubem a korporacjami polegała na tym, że członkiem AKWW mógł być każdy student USB, któremu odpowiadało towarzystwo klubowców. Pieniądze, pochodzenie społeczne, poglądy polityczne nie miały wpływu na to, czy kogoś przyjmowano do Klubu, czy nie. Liczyła się jedynie inteligencja kandydata na Włóczęgę i jego poczucie humoru.

Odpowiednio do tego wymyślono atrybuty Klubu. Od 1924 roku największą świętością a zarazem swoistym sztandarem AKWW była wielka laska pasterska, nazywana przez klubowców „Lagą”, obwiązana bordowo-złotym „Sznurem Jedności”. Barwy sznura odpowiadały kolorom wschodzącego i zachodzącego słońca. Każdy członek Klubu nosił wielki czarny beret z kutasikiem w kolorze czerwonym, jeśli był „Noworodkiem”, żółtym, jeśli był „Włóczęgą” i złotym, jeśli był „Arcywłóczęgą”. Hymnem organizacji został „Kurdesz”, napisany w 1926 roku przez Władysława Arcimowicza „Kurdesza”, a będący trawestacją znanej pieśni biesiadnej Franciszka Bohomolca, śpiewanej często w swojej pierwotnej wersji przez korporantów. Tekst włóczęgowski brzmiał następująco:

Kielichy pełne
Wstańmy koledzy
Wychylmy toast
Za zdrowie wiedzy!
Niech zstąpi mądrość
I pije z nami
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami.

Niech żyje rektor
I profesorzy,
Niechaj im Pan Bóg
Dziatek przysporzy,
Za to, że duszą
Dzielą się z nami.
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami.

Niech żyje miłość
Mocna jak wino
Za twoje usta
Słodka dziewczyno
Wznosimy toast
Wypijże z nami.
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami.

Niech żyje dzielność
Braterskich dłoni
Co może jutro
Chwycą się broni.
Więc jutro z szablą,
Dziś z kielichami.
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami.

Niech żyje młodość
Muzy i wiosna
Niech żyje piosnka
Zawsze radosna!
Niech smutek nigdy
Czół nam nie plami.
Kurdesz, Kurdesz nad Kurdeszami.

Tekst KURDESZA z biegiem lat wydłużał się, ponieważ najważniejsze wydarzenia klubowe znajdowały w tym hymnie swoje odzwierciedlenie. Mimo każdorazowego śpiewania o spełnianiu toastów, w lokalu Klubu zalecana była (tak było przynajmniej w latach trzydziestych), prohibicja. Nie oznacza to oczywiście, że klubowcy byli całkowitymi abstynentami. Jako organizacja starano się jednak dbać o trzeźwość i kreować taki wizerunek na zewnątrz, co w pewnym stopniu dodatkowo miało odróżniać Klub od korporacji studenckich działających wtedy na uniwersytecie.

Odpowiednio do ducha organizacji został też przygotowany jej statut, do posiadania którego zobowiązywały odpowiednie ustawy rządowe. Zasady rejestracji wszelkich stowarzyszeń studenckich regulował „Okólnik Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z dnia 1 kwietnia 1922 r., L.2642-IV/22 do Rektorów szkół akademickich w sprawie stowarzyszeń akademickich”. Do dzisiaj zachowało się kilka wersji statutu AKWW. Najstarsza z nich datowana jest na 4 XII 1927 r. i sygnowana jest przez Wacława Korabiewicza „Kilometra” i Władysława Masłowskiego „Rousseau”. Mając to wszystko na uwadze należy uznać twierdzenia Korabiewicza, Pawła Jasienicy i Czesława Miłosza, że AKWW nie posiadał pisanego statutu, jako odzwierciedlenie ówczesnego stanu ducha członków Klubu, a nie odbicie rzeczywistości.

W następnych latach działalności organizacji pojawiła się także specjalna pieczęć oraz znaczek klubowy. Te rzeczy były jednak późniejszymi dodatkami będącymi konsekwencją oficjalnego statusu organizacji akademickiej, jednak najważniejsze były dla klubowców „Laga” i berety, po których zawsze poznawano Włóczęgów.
Aby zostać członkiem Klubu, trzeba było wykazać się poczuciem humoru, gdyż inaczej trudno sobie wyobrazić uczestnictwo kandydata na Włóczęgę w chrzcie „Noworodków”. Cała uroczystość odbywała się na jednej z zaplanowanych włóczęg za miasto. Najpierw „Noworodki”, jak przystało na swój stan, ubrane w niemowlęce czapeczki i śliniaczki, w towarzystwie swoich matek chrzestnych, którymi były koleżanki z uczelni, paradowały przez całe Wilno, idąc w kierunku miejsca uroczystości. Gdy tam dotarto, przy dźwiękach werbli i innych dostępnych, byle głośnych instrumentów, rozpoczynano ceremonię, w której trakcie „Noworodek” przekształcał się we „Włóczęgę”, otrzymując imię klubowe. Aby zostać pełnoprawnym Włóczęgą, trzeba było jeszcze tylko przygotować tzw. „Spiritus Movens”, czyli wykład na określony, lecz dowolnie wybrany temat, połączony z dyskusją.

W hierarchii Akademickiego Klubu włóczęgów Wileńskich najważniejszą funkcję pełnił wybierany na okres jednego roku Prezes nazywany w pierwszych latach istnienia „Referentem” później „Wygą“. Wiele informacji wskazuje na to, że do roku 1929 funkcję tą pełnił niezwykle kreatywny założyciel klubu Wacław Korabiewicz (Kilometr). We wpomnieniach o sobie pisał egocentrycznie „Klub to ja, a ja to klub“. Stefan Jędrychowski podkreślając satyrycznie samouwielbienie oraz lekko dyktatorskie zapędy „Kilometra” powiedział na jednym z zebrań AKWW, że klub ma szczęście, że „Kilometr” nie cierpi na hemoroidy bowiem wówczas wszyscy musieliby odbywać zebrania na stojąco. Korabiewicz zawdzięczał posłuch u braci studentów, a w wieku podeszłym swoją sławę jako pisarz, awanturniczemu stylowi swojego życia. Był przemiłym, „duszą bratem łatem”, człowiekiem o niezwykłej odwadze. Będąc jeszcze uczniem gimnazjum odważył się wyruszyć do matki do rodzinnych Girgżdel, tuż po zawieszeniu broni z bolszewikami, kiedy granica z Liwą Koweńską była jeszcze zamknięta. Jedynym dokumentem i przepustką jaką miał w kieszeni był list Ministra Kolei Wąskotorowej Litwy z prośbą o pomoc podczas podróży jego córce, której Wacław Korabiewicz towarzyszył jako opiekun. Późniejszy rozgłos przyniosły Korabiewiczowi szaleńcze podróże kajakiem do Turcji, kajakiem do Indii, praca jako lekarz okrętowy Daru Pomorza później na M.S. Piłsudski, etnograficzne badania w Afryce, w tym stanowisko Dyrektora Etnograficznego Muzeum w Tanzanii. Kolejnymi Wygami AKWW byli Wacław Krukowicz (MAJTEK-ZŁODZIEJ), Anatoliusz Cybulin (AMATOR), Czesław Herman (KIKI), Bohdan Nagurski (MELODYSTA), Karol Szulc (KAKADU), Zygmut Ruszczyc (SERADELA) i Romam Mongird (CHRZAN). Po tym ostatnim dnia 09 listopada 1938 roku zgromadzenie AKWW wybrało na stanowisko Wygi klubu Tadeusza Ginko noszącego pseudonim WAŁKOŃ. W momencie przyjęcia tej funkcji Tadeusz Ginko był studentem czwartego roku wydziału lekarskiego USB. studiując na tym wydziale od 1935 roku. W Akademickim Klubie Włóczęgów Wileńskich pojawił się już prawdopodobnie jesienią 1935 roku i już po dwóch latach był wybrany do Rady Klubu na zgromadzeniu z dnia 25 lutego 1937 roku.

Na cotygodniowe spotkania Włóczęgów Wileńskich przygotowywano referaty na rozmaite, interesujące studentów tematy. W zapiskach archiwalnych Klubu istnieje wzmianka o dwóch wystąpieniach Tadeusza Ginko. W referacie wygłoszonym w AKWW „O potrzebie kolonii dla Polski“, Tadeusz Ginko poruszył modny wówczas temat dotyczący korzyści płynących z posiadania własnych kolonii, stawiając Rzeczpospolitą w jednym szeregu z przodującymi krajami Europy. Inny referat „Szlaki wodne Prus Wschodnich“ świadczył o zainteresowaniach turystycznych autora, i był przygotowany w celu organizacji wyprawy kajakowej po jeziorach i rzekach Prus Wschodnich. Zaangażowanie Tadeusza Ginki we wszystkich dziedzinach życia klubowego zadecydowało o jego wyborze na stanowisko Wygi AKWW, na którym przebywał do 28 lutego 1939 roku. Sześć miesięcy do wybuchu drugiej wojny światowej i zajęcia Wilna przez Rosjan oraz rozwiązania Uniwersytetu obowiązki ostatniego Wygi AKWW pełnił Edward Langhammer (NUNCJUSZ).

Wśród osób, które chodziły przed wojną po Wilnie w wielkich czarnych beretach zamiast normalnych czapkach studenckich czy korporanckich deklach znalazło się kilka znanych dzisiaj osób, w tym Lech Beynar, czyli Paweł Jasienica, który w Klubie nosił przezwisko „Bachus”, oraz Czesław Miłosz, w Klubie „Ja-yo”. Podstawową cechą AKWW była jego apolityczność, stąd jego członkami byli ludzie o bardzo różnym światopoglądzie. Z jednej strony, znalazł się wśród nich np. Kazimierz Hałaburda, zwolennik endecji, a obok niego lewicujący Teodor Bujnicki „Amorek”, Stefan Jędrychowski „Robespierre” czy Czesław Miłosz „Ja-yo”. Wszystkimi zaś nimi kierował, wtedy całkowicie apolityczny, Wacław Korabiewicz „Kilometr”. Taka różnorodność zapatrywań na otaczającą rzeczywistość była świetnym zaczynem do zaciekłych dyskusji podczas spotkań klubowych. Po latach stała się ona także źródłem różnych niemiłych zaskoczeń. Na przykład okazało się, że po wojnie, kiedy Paweł Jasienica „Bachus”, z powodu swojej działalności w podziemiu niepodległościowym, był przesłuchiwany na UB, spotkał tam jednego z członków AKWW, który zajmował wtedy stanowisko …wicedyrektora Departamentu V Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. W 1968 roku tegoż samego Jasienicę potępiał w oficjalnych przemówieniach inny członek Klubu, który w tym czasie piastował wysokie funkcje we władzach PRL. Tak zdarzało się po wojnie, kiedy Klub już nie istniał. Jednak w czasach studenckich ta różnorodność poglądów nie przeszkadzała przyjaźnić się klubowcom. Co więcej, w większości wypadków te przyjaźnie przetrwały do końca życia.

Aktywność klubowców przejawiała się na dwóch polach. Z jednej strony były to często głęboko sięgające dyskusje podczas cotygodniowych spotkań AKWW oraz działalność ogólnokulturalna na terenie uniwersytetu i miasta. Z drugiej zaś strony były to „włóczęgi”, czyli dłuższe lub krótsze wyprawy za miasto i popularyzacja turystyki wśród studentów USB. Wielu z tych ostatnich wspominało długo wymyśloną przez Włóczęgów sekcję ZNAJ (Zmarnowanej Niedzieli Ani Jednej), w ramach której organizowano liczne akademickie wycieczki – włóczęgi za miasto.

Włóczęgowski pęd do podróży i odkrywania miejsc tajemniczych oraz niedostępnych dla zwykłych zjadaczy chleba zaowocowały przygotowaniem kilku szlaków turystycznych. Efektem podróży z lat 1928-1934 było opracowanie szlaku kajakowego z Wilna do Wilna. Była to trasa licząca 951 km i obliczona na 20 do 30 dni podróży. Natomiast w latach 1934-1935 członkowie Klubu spenetrowali, opisali, a następnie udostępnili dla zwiedzających podziemia kościoła św. Ducha (dominikańskiego) w Wilnie.

Największym osiągnięciem turystycznym AKWW było zorganizowanie przez Wacława Korabiewicza „Kilometra” wyprawy kajakowej do Konstantynopola. Po dotarciu pociągiem z Wilna do Nowego Targu, przygotowane we własnym zakresie trzy kajaki przewieziono na furmankach do miejscowości Twardoszyn w ówczesnej Czechosłowacji, skąd zaczął się właściwy spływ. Trasa wiodła dalej rzekami: Orawa, Wag, Dunaj, a następnie od ujścia tej rzeki brzegiem Morza Czarnego, aż do samego Konstantynopola w jego azjatyckiej części. Wśród uczestników tej wyprawy znalazł się Antoni Bohdziewicz „Czwartek”, później znany reżyser filmowy i współtwórca łódzkiej szkoły filmowej, Czesław Leśniewski „Czech”, Wacław Korabiewicz „Kilometr”, Antoni Czerniewski „Pacykarz”, Bogumił Zwolski „Izwolszczyk”. Wacław Korabiewicz opisał tą niezwykłą podróż w książce „Kajakiem do Minaretów“. Po powrocie do Wilna AKWW otrzymał za ten wyczyn list gratulacyjny od wojewody wileńskiego Władysława Raczkiewicza.

W rok po wyprawie do Stambułu odbyła się druga włóczęga zagraniczna. Inicjatorami jej byli Czesław Miłosz, Stefan Jedrychowski i Stefan Zagórski. W czerwcu 1931 roku chcąc dorównać Korabiewiczowi wyruszyli z Wilna do Pragi. Tam zamierzali kupić używaną kanadyjkę, ponieważ sportowy sprzęt w Czechosłowacji był o połowę tańszy niż w Polsce, i przetransportować ją do Lindau nad jezioro Bodeńskie. Stąd Renem i dopływami Renu planowali dopłynąć jak najbliżej Paryża, gdzie wówczas odbywała się Wystawa Kolonialna.

Po kupieniu w Pradze czółna Jędrychowski z Zagórskim wyruszyli pieszo przez Alpy Bawawarskie do Lindau, a Miłosz pozostając w stolicy Czechosłowacji przez dwa tygodnie organizując transport łódki zwiedzał Pragę i kilka dni włóczył się w pobliżu granicy czechosłowacko – niemieckiej. Po spotkaniu w Lindau rozpoczęto spływ. Jezioro Bodeńskie przepłynęli bez kłopotów. Gorzej było na Renie w jego górnym biegu, ponieważ wymijanie kamieni i karczy wzmagało nie lada sprawności i uwagi. Pewnego dnia uratowała podróżników intuicja, każąc im się zatrzymać 200 metrów przed wodospadem Szafuza. Pod miejscowością Koblenz Pen mieli jednak już mniej szczęścia. Podróżując bez map i GPS-u i trafili na porochy uszkadzając czółno, które poszło pod wodę, a rozbitków wyłowiła niemiecka wodna policja. Stracili też pieniądze i paszporty. Uratowali dwa plecaki. W Zurychu Konsul RP.  Wydał im paszporty i pożyczył trochę pieniędzy. Dalsza podróż zamieniła się w pieszą włóczęgę – z Zurychu pieszo do Bazylei. Dalej pociągiem do Strasburga, a następnie od obranego celu, do Paryża.

Klub Włóczęgów był też współorganizatorem, razem z Cechem Św. Łukasza z Wydziału Sztuk Pięknych USB, słynnych Szopek Akademickich, do których teksty pisali między innymi Teodor Bujnicki i Stefan Jędrychowski. Inicjatywą Klubu była też plenerowa impreza „Zabicie Bazyliszka”, w której uczestniczyło bardzo wiele osób odgrywających role w tym przedstawieniu. AKWW zafunkcjonował też jako wydawca tomu wierszy, autorstwa niektórych klubowców oraz członków Koła Polonistów USB. Popularności dodawały Włóczęgom coroczne bale, dzięki którym zarabiali oni przy okazji pieniądze na swoje wyprawy. Wacław Korabiewicz w swoich wspomnieniach tak opisywał genezę balów włóczęgowskich w Wilnie:

„Któregoś dnia rzuciłem myśl zakupu kajaków. Musimy rozpocząć dalsze wędrówki w szeroki świat. Ale skądże na to wziąć gotówkę? Wyłoniła się konieczność imprezy dochodowej. Ale takiej, która by była zgodna z naszą ideologią.
– Wiecie! Wsadzimy kij w mrowisko. Urządzimy bal prawdziwie ogólnoakademicki na szeroką skalę, bez krochmalonych koszul, bez fraków, bez „honorowych” gospodyń, taki prawdziwie włóczęgowski, wesoły a szczery, przyzwoity a dowcipny. Zupełnie inny od szykownych, banalnych oficerskich czy korporanckich bali. Musimy zredagować takie zaproszenie, które by w pięty poszło korporantom, a ujęłoby za serce intelektualistów i naszą profesurę.
I tak się właśnie zaczęło. Chwytając się od śmiechu za brzuchy, wspólnymi siłami ułożyliśmy tekst zaproszenia. Skleciliśmy go w żargonie dziadów podkościelnych. Znieśliśmy snobistyczną listę honorowych gospodyń, a przede wszystkim wykluczyliśmy „obowiązujące stroje wieczorowe, choć „przyodziewek miał być musowo godziwy” – zaznaczaliśmy, że … „kanapek ani innej zagrychy brać nie potrzeba” – bufet bowiem miał być na miejscu. Treść i formuła zaproszeń wyraźnie przeciwstawiała się przyjętym, szablonowo nadętym i nakrochmalonym formom etykietalnym. Po prostu kpiliśmy z dotychczasowych banałów (…)
Właśnie w owym czasie likwidowano wystawę kilimów regionalnych. Naczelną dyrektorką okazała się ciotka jednego z włóczęgów. Gratka nie z tej ziemi! Wszystkie kolorowe szmatki trafiły na ozdobę naszych sal balowych. Co za egzotyczny przepych! Na domiar wszystkiego udało mi się wytrzasnąć skądś lusterkową kulę, co elektrycznym napędem miała się obracać na suficie, rzucając niedyskretne zajączki przy zgaszonym świetle.
Rybka chwyciła. Wszystkie bilety zostały rozchwytane. Tłok niesamowity, a jaki „tłok”! – sama wyborowa publiczność. Profesura prawie w komplecie. Żadnych kawałów. Nawet korporantom bal nasz wielce przypadł do smaku.”

Od tamtej pory Włóczędzy stale urządzali swoje bale na początku każdego roku, każdy z nich odbywał się zaś pod innym hasłem. Od czasu „Balu pod równikiem” z 1934 r., AKWW zapraszał do zabawy zawsze dnia 1 lutego.
Inicjatyw klubowych było znacznie więcej, trudno je jednak tu wszystkie wymieniać. Najważniejsze jest to, że grupka ludzi (każdego roku było to około 20 osób) potrafiła bardzo mocno się wpisać w obraz przedwojennego Wilna wzbogacając jego koloryt.
Wszystko, co robiono w Klubie, było dokładnie dokumentowane. Systematycznie protokołowano wszystkie rodzaje zebrań, dzięki czemu można dzisiaj dość dokładnie odtworzyć różne inicjatywy włóczęgowskie. Z zachowanych dokumentów najciekawsze są jednak tzw. „Księgi Włóczęg”, w których wyznaczony danego dnia klubowiec musiał w sposób dowcipny opisać odbytą właśnie włóczęgę. Jak wyglądały takie zapiski, najlepiej pokaże opis włóczęgi w dniu 23 III 1930 autorstwa Pawła Jasienicy „Bachusa”. Oto on:

Na początku był Bachus. Chodził, czekał aż zaśmierdziało i – zjawiło się Padło. Jeśli wierzyć temu ostatniemu, to policjant przed Ostrą Bramą oświadczył, iż miał Bachusa na oku. Momencik jeszcze i zjawiają się Had z Przykładką, a potem wielkim pędem przybiegł Amorek. W końcu zjawił się i Robespierre. Ale jeszcze stop. Had napycha w pobliskiej knajpie swój historyczny brzuszek. No jest nareszcie i idziemy.
Dzień na razie „nieciepły”, w nocy padało, deszcz czy też śnieg i niebo jest pochmurne. Zaraz za miastem skręcamy na trakt oszmiański i maszerujemy bokami szosy. Któryś tam przypomina sobie sekcję ZNAJ, która niegdyś istniała. Postanawiamy ją wskrzesić mianując jednocześnie Padło i Bachusa insektami, a Klukwę „Gnidą”. Teraz należy skomponować hymn sekcji i wszyscy maczają w tym palce.
Po chwili ryczymy na całe gardło:

Towarzysze Sekcji ZNAJ
włóczęgowskie bezbożniki!
drży przed nami cały kraj
przed wyglądem naszym dzikim

Podobało się, ale nie wszystkim. Baby idące do kościoła plują i żegnają się, a Had – cenzor protestuje przeciw słowu „bezbożniki”. Niech mu będzie, zmieniamy na „skurczybyki”, jaka mi różnica. Należy zaznaczyć, że dnia tego Had pełnił funkcje cenzora i poddawał krytyce poszczególne zwrotki. A trzeba się było z nim liczyć, bo to on hymn zapisywał.
Ale nie uprzedzajmy faktów. Idąc w dobrym tempie mijamy Niemież. Chmury tymczasem gdzieś się zapodziały i robi się całkiem ciepło, chociaż pociąga lekki wiatr. Rozpoczynamy niezmiernie poważną dyskusję o literaturze. Gadamy o różnych rzeczach pięknych (literatura skandynawska) i ludzkich (twórczość Ossendowskiego) w końcu zjeżdżamy na sadyzm w literaturze. Jednogłośnie uznajemy Amorka za obiecującego sadystę. Poważną pogwarkę przerywa Had przypominając, że nie po to zabrał klisze, aby je zpowrotem przynosić. Wobec takiego dictum schodzimy z szosy, brniemy kawałek po rozmiękłej roli i włazimy na dość wysoki pagórek z majakiem u szczytu. „Olimp w klubie”, czyli Amorek z Bachusem idą wydzielać ciała astralne, czyli dematerializować się, a reszta żre przyniesione zapasy. Tak więc oddajemy się z Amorkiem czynności, której tyle miejsca i talentu poświecił Remarque w swojej książce. Wodzimy rozmarzonym wzrokiem po polach „ługach i siełach”, tudzież po swoich uduchowionych i z lekka nadętych twarzach, gdy wtem dolatują nas z góry okrzyki i odgłosy powitań.
„Podjadek” – ryczy Amorek i gna na górę jak sarenka, a ja za nim ciężej nieco. Istotnie jest i wita się z nami czule. Okazuje się, że spóźnił się na zbiórkę i dogonił nas biegiem. Zadowoleni z takiego obrotu sprawy (bo to i dzień zrobił się cudowny) fotografujemy się i ruszamy dalej. Na szosie, która staje się coraz bardziej pagórkowata, mija nas samochód z dworca kursujący. Życzymy w duchu samochodowi i pasażerom trądu czarnej ospy i nosacizny i o dziwo „samowar” staje i ani rusz. Bierzemy cholerne tempo i mijamy nieszczęsny wehikuł z minami pogromców Nurmiego. Przechodząc obok, któryś tam znacząco zakaszlał. Nie na długo starczyło tryumfu. Samochód zreperowany mija nas wioząc zwycięsko uśmiechniętych kandydatów na szubienicę. Teraz spotykamy po drodze wiele mile wyglądających wieprzy i zaczynamy dalej hymn komponować. Każdy z nas ma jakiś w nim wiersz na sumieniu. Oto on w ostatecznej redakcji:

Już poświęceń minął czas
Klukwa pławi się w pierzynach
Przestrzeń, słońce wabi nas
I uśmiecha się dziewczyna.


(skojarzenie z Klukwą nasunął nam widok wieprzy)

Niechaj gnije ten kto chce
Dla filistrów słowa wzgardy
Wieprz w ukłonie karku gnie
Zatkał się samochód hardy
Słońce to rozkoszy zdrój
Wiatr opala nasze członki
Adamowy nęci strój
Dobrze chodzić bez obsłonki
A więc naprzód sekcjo ZNAJ!
Nie zmarnujem ani święta
Kto raz z nami przeżył raj
Ten na wieki zapamięta.

…Tymczasem idziemy a Had opowiada anegdotki tak sprośne, że aż Padło oblizuje się. Cel tych dykteryjek głęboki. Oto nie ma w nich ani jednego wyrazu plugawego. Nie dochodząc do szosy musimy się rozstać. Robespierre i Amorek spieszą się na Szopkę, więc utwierdzają wiatraki w laurach i gnają, a my reszta idziemy powoli gadając o tym i o owym. Pod Niemieżem Podjadek i Wydra są paręset kroków na przedzie, a my we trzech z tyłu kontemplujemy łagodne i piękne światło zachodu. W pewnej chwili za nami dzwonek roweru. Had i ja skaczemy w bok, kolarz mija nas i wpada na Wieśka. Zderzają się łbami. Cyklista leży na szosie. Po chwili podnosi się, ale nie bardzo się rusza, widocznie boi się Hada. Padło maca się za obolały łeb i klnie.
W Niemieżu pijemy w jakiejś karczmie na balkonie. Nie wieje tu ambrozją, owszem czuć świński gnój. Nikt jakoś nie je reszty zapasów żarcia.
Pozostała droga odbywa się spokojnie i bez wypadku. (…) Na Wielkiej żegnamy się i rozchodzimy. Koniec. Daj Boże zawsze takie włóczęgi i takie obiady, i taki sznaps. Oh!

Bachus herbu Flacha. (Paweł Jasienica)

Podobnych zapisów w „Księgach Włóczęg” jest znacznie więcej. Do najdowcipniejszych autorów należeli tu Stefan Jędrychowski i Teodor Bujnicki, jednak i innym nie brakowało weny w tym względzie. W niektórych wypadkach takie teksty czyta się z ogromnym zaskoczeniem. Dotyczy to na przykład wymienionego już Stefana Jędrychowskiego. Dzisiaj jest on znany jako były członek PKWN, a później wysoki urzędnik władz komunistycznych w Polsce, co skłania tych, którzy go osobiście nie znali, do postrzegania go jako osoby ponurej bez poczucia humoru, czyli typowego aparatczyka. Jak się okazuje, w młodości potrafił on być jednak człowiekiem bardzo dowcipnym, potrafiącym ubrać to w odpowiednią formę literacką.

Powracając do cytowanego tutaj z Księgi Włóczęg zapisu Pawła Jasienicy należy wyjaśnić, że do atrybutów Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich należało nadawanie członkom oprócz nominacji na Noworodka, na Włóczęgę, czy Arcywłóczęgę również klubowych imion, czyli pseudonimów. Nadanie takiego imienia związane było ze specjalnym rytuałem, podobnym do ceremoniału przyznania stopnia włóczęgi.

Pawła Jasienicę (Lecha Beynara) nazwano „BACHUSEM” ponieważ jego okrągła i różowa twarz robiła wrażenie notorycznego alkoholika. O powstaniu pseudonimu Czesława MiłoszaJAJO” istnieją dwie wersje. Stefan Jędrychowski podaje, że powodem nadania mu takiego imienia był kształt głowy Miłosza przypominający owal. Natomiast Paweł Jasienica o Miłoszu napisze „ …że zgłaszając się skwapliwie do jakiejś roboty wykrzyknął „ja! ja!” i w pośpiechu zaokrąglił końcową samogłoskę w „o”. Stefan Jędrychowski otrzymał w klubie pseudonim „ROBESPIERRE”, ponieważ jak przystało na prawnika był doskonałym mówcą. Jego rewolucyjne poglądy i jego polityczna przyszłość potwierdziły zresztą trafność tego klubowego imienia. Wiesław Brzozowski często opowiadał sprośne kawały, dla tego nazwano go „PADŁEM”, a innego włóczęgę, który potrafił go w tym prześcignąć, Aleksandra Kuczyńskiego przechrzczono „PRZEPADŁEM“. Poetę Teodora Bujnickiego zwano „DORKIEM“, od zdrobnienia jego imienia, ale częściej  „AMORKIEM“ ponieważ miał delikatną, prawie dziecięcą twarz. Józefowi Zdralewiczowi nadano przydomek „HAD” od często powtarzanych przez niego słów „słuchać hadko”.

Często w środowisku akademickim nieznane było imię i nazwisko włóczęgi, lecz gdy wymieniano pseudonim, to każdy wiedział o kogo chodzi. Najlepszym przykładem jest tutaj założyciel klubu Wacław Korabiewicz, któremu niezwykły wzrost (193 cm) zjednał w całym Wilnie miano „KILOMETRA”. Najniższego w klubie , Stanisława Wiśniewskiego, stanowiącego kontrast z „Kilometrem” przezwano „MILIMETREM”. Brat inicjatora-założyciela Akademickiego Klubu włóczęgów Wileńskich Bohdan Nagurski chciał nazwać się „Atamanem“, lecz jego plan zniweczył Zygmunt Drzewiecki oświadczając, że zaakceptuje takie pseudo jeśli środkowe  „a” zastąpione zostanie literą „u” oferując ostateczny rezultat imienia jako „A tu man”. Po przepychankach otrzymał Bohdan Nagurski jednak klubowe imię „MELODYSTA” ponieważ śpiewał w chórze, a także na wyprawach ciągle coś pod nosem nucił.

W dokumentach Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich znaleźć można też informację o nadaniu klubowego imienia Tadeuszowi Ginko. „…był to człowiek niezwykle zdolny i pracowity, więc z tego powodu dla kontrastu, sam sobie obrał pejoratywny przydomek „WAŁKOŃ” a koledzy, Rada Włóczęgów to zatwierdziła…“

Akademicki Klub Włóczęgów Wileńskich był organizacją męską, zrzeszającą studentów Uniwersytetu Stefana Batorego. Nie oznacza to jednak, że stronili oni od towarzystwa kobiet. Było wręcz odwrotnie. Ich koleżanki i przyjaciółki uczestniczyły często we włóczęgach ogólnoakademickich, niezbędne zaś wręcz były jako matki chrzestne w czasie chrztu Noworodków. Co więcej, po różnych próbach stworzenia żeńskiego Klubu Włóczęgów, które zainicjował Wacław Korabiewicz „Kilometr”, w roku 1936 powstał także Akademicki Klub Łazanek Wileńskich„.

W końcu lat 20. grupa byłych Włóczęgów z AKWW, którzy ukończyli już studia i rozpoczęli kariery zawodowe, postanowiła powołać nową organizację, tym razem już o określonym charakterze politycznym. Wśród uczestników zebrania, które odbyło się 11 października 1929 roku, w mieszkaniu Teodora Nagurskiego „Ostatniego”, znalazły się wszyscy założyciele AKWW, oprócz Wacława Korabiewicza „Kilometra”. Była to wyraźna kontynuacja działalności grupy ludzi, którzy kiedyś jako studenci zebrali się w Akademickim Klubie Włóczęgów. Teodor Nagurski, w trakcie wystąpienia inauguracyjnego zebrania, wyraźnie zaznaczył, że nowy klub, Klub Włóczęgów Seniorów, miał być dla jego członków miejscem, gdzie będą oni rozwijać swoje inicjatywy podejmowane kiedyś w ramach AKWW. Z tą jednak różnicą, że teraz czynili to ludzie wchodzący już powoli w życie towarzyskie, chcący wypowiadać się także w sprawach społecznych i politycznych. Mający często też osobiste ambicje polityczne.

W trakcie trzech pierwszych spotkań określono formułę nowego klubu i ustalono plan pracy aż do 1 czerwca 1930 roku. Trzy lata działania na zasadach klubu dyskusyjnego pozwoliły Włóczęgom okrzepnąć i przygotować grunt pod czasopismo, które zaczęto wydawać od 6 lipca 1932 roku pod tytułem „Włóczęga”. Łącznie, do kwietnia 1936 r., ukazało się 29 numerów „Włóczęgi”, po czym, z powodu kłopotów finansowych, zaprzestano jej wydawania. Dzięki temu periodykowi, o jednorazowym nakładzie 1 tys. egzemplarzy, Klub Włóczęgów Seniorów mógł dotrzeć ze swoimi ideami do szerszego kręgu odbiorców i w sposób bardziej efektywny wpływać na kształtowanie ich opinii. Dzisiaj „Włóczęga” oraz rękopis kroniki Klubu, zawierający sprawozdania z zebrań od 11 X 1929 r. do 5 VI 1930 r., stanowią właściwie jedyne, dostępne w kraju, źródła o działalności Klubu. Po kilku latach działalności Klub Włóczęgów Seniorów zyskał sobie liczne wpływy na terenie Wilna. Zdaniem autora notatki dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych działo się tak dzięki opinii, że Włóczędzy są w bliskich stosunkach z najwyżej postawionymi osobistościami życia publicznego w Polsce. Podstawę do takich sądów dawały spotkania członków Klubu w publicznych miejscach z urzędującym premierem Januszem Jędrzejewiczem oraz z dwoma byłymi premierami: Walerym Sławkiem i Aleksandrem Prystorem. Dalej były to kontakty z ówczesnym ministrem Schätzlem, pułkownikami Pełczyńskim i Stachiewiczem czy też kierownikiem sekretariatu wojewódzkiego BBWR na Wileńszczyznę, posłem Alfredem Birkenmajerem, oraz wielu innymi osobami. Lider Klubu, Teodor Nagurski, będący wiceprezydentem miasta Wilna, także był związany z BBWR.

Dzięki takiemu usytuowaniu towarzyskiemu Klubu możliwe było wprowadzenie Henryka Zabielskiego na stanowisko referenta litewskiego w wileńskim Wydziale Bezpieczeństwa. To zaś stwarzało możliwości wpływania na kształt polityki narodowościowej na terenie Wileńszczyzny i nie tylko. Przykładowo w trakcie I Zlotu Młodzieży Polskiej z Zagranicy Zabielski korzystając ze swojego stanowiska próbował przekonać delegację Polaków z Litwy o bezsensowności ich oporu wobec władz litewskich i propagował ideę wielkiej Litwy z Wilnem jako stolicą, która tylko jako taka mogła się związać z Polską. Plany Włóczęgów, aby stać się dla MSZ pośrednikiem w kontaktach z Litwinami „bez piany na ustach”, zakończyły się jednak fiaskiem. Ich działalność nie znalazła właściwego zrozumienia w ówczesnych polskich sferach rządowych.

Wojna przyniosła kres działalności Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich, Akademickiego Klubu Łazanek Wileńskich oraz Klubu Włóczęgów Seniorów. Wszyscy członkowie tych organizacji rozproszyli się po świecie lub co gorsza zginęli. Podobny los spotkał pamiątki i archiwum klubowe. Część symboli jego historii i tradycji została jednak uratowana, w tym znalazła się włóczęgowska  „Laga”. „Lagę“ wywiózł z Wilna Bohdan Nagurski, a do 1995 roku przechowywał ją w swoim domu Tadeusz Ginko. Przetrwała też pamięć o historii oraz o inicjatywach wspaniałych przedstawicieli tej organizacji na Litwie. Dzięki publikacjom Wacława Korabiewicza „Kilometra “przedstawiciele młodego pokolenia poznali między innymi przygody kajakowej wyprawy do Konstantynopola i jego innych etnograficznych podróży w egzotyczne zakątkach świata. Żywym przekaźnikiem tej tradycji był również Tadeusz Ginko „Wałkoń”, który po wojnie pełnił funkcję nauczyciela jako profesor chirurgii na Śląskiej Akademii Medycznej. W styczniu 1975 r., Tadeusz Ginko „Wałkoń” razem z Wacławem Korabiewiczem „Kilomerem” i Bohdanem Nagurskim „Melodystą” dokonali symbolicznego przekazania tradycji Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich do Akademickiego Klubu Kajakowego „Kajman” na Śląskiej Akademii Medycznej. Wyrazem tego było oddanie w nasze ręce symbolu Klubu z Wilna, klubowej „Lagi” oraz sporządzenie specjalnego historycznego aktu na piśmie. Od tamtego momentu klub nasz nosi nazwę: Akademicki Klub Włóczęgów „Kajman” i od 48 lat nieprzerwanie podtrzymuje pamięć o poprzednikach i o historii Polski i Litwy, kontynuując tradycje Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich.

Po upadku muru berlińskiego i politycznej transformacji Europy w dniu 13.02.1990 Wacław Korabiewicz (Kilometr) zainicjował na spotkaniu w swoim mieszkaniu w Warszawie w obecności przedstawicieli Polonii Litewskiej reprezentowanej przez Elwirę Ostrowską oraz Michała Kleczkowskiego reaktywację Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich. Na spotkaniu tym Akademicki Klub Włóczęgów KAJMAN oddał z powrotem do Wilna w ręce młodych przedstawicieli nowego Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich najważniejszy symbol naszych organizacji, klubową „LAGĘ“

W dniu 02.05.2010 podczas wizyty Akademickiego Klubu Włóczęgow KAJMAN na Litwie przedstawiciele Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich reprezentowanych przez Julę Vasilewską, Jolantę Wołodko, Ewę Wołodko, Katarzynę Bitovt, Simonę Lisicynę, Krzysztofa Popławskiego, Edwarda Griszyna, Daniela Vasilewskiego, Waldemara Borejko i innych otrzymali na wspólnej uroczystości poświęcenia w Kościele Św. Ducha , wykonaną przez gospodarzy bliźniaczą kopię LAGI jako symbol przyjaźni i braterstwa obu tych organizacji. W dniu tym, połączeni sznurami braterstwa wędrowaliśmy wspólnie po ulicach Wilna z LAGĄ-matką-staruszką oraz młodziutką LAGĄ-córką, śpiewając nową zwrotkę KURDESZA, hymnu obu naszych klubowych organizacji.

Niech nasze LAGI łączą nas wiecznie Nasze wyprawy chronią bezpiecznie Niech przyjaźń będzie pomiędzy nami KURDESZ, KURDESZ nad KURDESZAMI

Od tego dnia czujemy się zobowiązani do wspólnego pielęgnowania tradycji Akademickiego Klubu Włóczęgów na Litwie i w Polsce, szczególnie teraz, w jego stuletnią rocznicę.

W imieniu Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich oraz w imieniu Akademickiego Klubu Włóczęgów KAJMAN Jeszcze raz dziękujemy za zaproszenie nas na dzisiejszą uroczystość.

METER

23.05.2023

Informacje zebrane na podstawie bezpośrednich przekazów oraz pisemnych relacji Wacława Korabiewicza (KILOMETRA), Tadeusza Ginko (WAŁKONIA), Bohdana Nagurskiego (MELODYSTY), Czesława Miłosza (JAJO), oraz historycznych opracowań Aleksandra Srebrakowskiego i Waldemara Szełkowskiego. 

 

Dodatkowe informacje

W dniu 21 listopada 1995 we Wrocławiu historyk Dr Aleksander Srebrakowski otworzył wystawę poświęconą Akademickiemu Klubowi Włóczęgów. Jego wystawa Wileńscy „Włóczędzy”, po otwarciu i ekspozycji we Wrocławiu, pokazywana była następnie w Wilnie, w Polskiej Galerii Artystycznej „Znad Wilii” (20 stycznia – 2 lutego 1996); w trakcie „Dni Kultury Polskiej” w Ejszyszkach (20-21 września 1996); w Domu Polonii na zamku w Pułtusku (26 października – 1 grudnia 1996); w trakcie VIII Międzynarodowego Najazdu Poetów na Zamek Piastów Śląskich w Brzegu” (2-5 października 1997), w Bibliotece Narodowej w Warszawie (22 stycznia – 28 lutego 1998) aktualnie zaś znajduje się w Muzeum Historycznym w Głogowie.

Dr Aleksander Srebrakowski jest absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego. Od grudnia 1989 jest zatrudniony w Zakładzie Historii Najnowszej, w Instytucie Historycznym tego uniwersytetu. Zajmuje się badaniem polskich skupisk na terytorium Związku Radzieckiego oraz historią Kresów. Do tej pory, oprócz szeregu artykułów historycznych i popularnonaukowych, opublikował też książki: Sejm Wileński 1922 roku. Idea i jej realizacja, Wrocław 1993 (dodruk 1995), oraz jako współautor ze Stanisławem Ciesielskim i Grzegorzem Hryciukiem, Masowe deportacje radzieckie w okresie II wojny światowej, Wrocław 1993 (wydanie drugie – zmienione i rozszerzone, Wrocław 1994). Przed wystawą o Klubie Włóczęgów przygotował także wystawę historyczną pt. „Wilno Mickiewiczowi”, zrealizowaną w 1989 roku we wrocławskim Muzeum Architektury.

Pieczęć Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich znajduje się w posiadaniu jednego z ostatnich Wygów Akademickiego Klubu Włóczęgów KAJMAN po wprowadzeniu Stanu Wojennego, Piotra Fiodora, obecnie Profesora Transplantologii jednej z warszawskich Klinik Chirurgicznych.

Comments are closed.